ani katolikami, ani gentlemenami — w każdym razie nie byli nimi w wyniosłem lecz ciasnem znaczeniu, jakie karoliński szlachcic słowu gentleman[1] przypisywał.
Biedny J. M. K. B., Américain, catholique et gentilhomme, jak lubił siebie charakteryzować w chwilach górnych zwierzeń! Ciekawym czy istnieją jeszcze w Europie wysmukli i eleganccy gentlemeni o twarzy pełnej zapału, dystyngowanej powierzchowności, czarujących salonowych manierach oraz złowrogiem spojrzeniu, gentlemeni żyjący ze swego miecza? Rodzina pana J. M. K. B., zrujnowana zdaje się podczas wojny domowej, wędrowała przez jaki dziesiątek lat to tu, to tam, po starym kontynencie. Co się tyczy Henryka C., następnego wiekiem i wiedzą z naszej gromadki, wyłamał się był z pod niezłomnej surowości swej rodziny, zakorzenionej zdawna, o ile pamiętam, na któremś z zamożnych przedmieść Londynu. Polegając na szacownem zdaniu swych bliskich, przedstawiał się obcym potulnie jako „czarna owca“. Nigdy nie spotkałem niewinniejszego okazu wykolejeńca. Nigdy!
Ale rodzina posyłała mu łaskawie trochę gorsza od czasu do czasu. Henryk C. rozkochał się w Południu, w Prowancji, w jej ludziach, jej życiu, jaj blasku słońca i w jej poezji; wzrostu był wysokiego, miał krótki wzrok, wąskie piersi, i chadzał wielkiemi krokami wzdłuż ulic i uliczek, wystawiając daleko długie nogi; biały nos i rude wąsy zagrzebywał w otwartej książce, miał bowiem zwyczaj czytać, chodząc. Jakim sposobem unikał wpadania do przepaści, zlatywania z nabrzeży lub schodów, jest wielką tajemnicą. Boki jego palta były zawsze napęczniałe od kieszonkowych
- ↑ „Gentleman“ oznacza po angielsku zarówno człowieka o wysokiej etyce jak i szlachcica.