cięskiej Fortunie. Byli podniośli. Czyhali zawsze na jej uśmiech; dniem i nocą, w dobrą czy złą pogodę, wypatrywali jej najlżejszego skinienia, dzierżąc w dłoniach ofiarę dzielnych swych serc. A pobudkę do tej wzniosłej stałości zawdzięczają tylko lordowi Nelsonowi. Bez względu na ziemskie uczucia, po które wielki admirał sięgał i które odrzucał, był zawsze, przedewszystkiem i nadewszystko, miłośnikiem Sławy. Kochał ją zazdrośnie z nieugaszonym żarem i nigdy nie sytą żądzą, kochał ją z władczem poświęceniem i zaufaniem bez miary. Owładnięty swą namiętnością, był kochankiem wymagającym. A ona nie zawiodła nigdy wielkości jego zaufania! Towarzyszyła mu do końca; umarł, przyciskając do serca ostatni jej dar, dziewiętnaście zdobytych okrętów. „Kotwica, Hardy, kotwica!“ — był to w równej mierze wykrzyk namiętnego kochanka co znakomitego marynarza. Z temi słowami Nelson przytulił do piersi ostatni dar Sławy.
Stał się wielki właśnie przez swój zapał. Nelson jest wspaniałym przykładem dla zalotników przesławnej Fortuny. Byli i przed nim znakomici dowódcy — naprzykład lord Hood, którego sam Nelson uważał za największego dowódcę marynarki, jakiego miała Anglja. Długi szereg świetnych wodzów otworzył morze dla potężnego genjuszu Nelsona. Nadszedł jego czas; i od wielkich oficerów marynarki wielka marynarska tradycja przeszła do rąk wielkiego męża. Niepoślednim tytułem do chwały marynarki jest to, że rozumiała Nelsona. Lord Hood pokładał w nim zaufanie. Admirał Keith powiedział mu: „Pan jest nam niezbędny — i jako kapitan, i jako admirał“. Hrabia St. Vincent powierzył Nelsonowi, nie krępując go rozkazami, dywizję swej floty, a Sir Hyde Parker dał mu pod Kopenhagą o dwa
Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/227
Ta strona została uwierzytelniona.