okręty więcej niż Nelson żądał. Tyle co się tyczy dowódców; reszta marynarki obdarzyła go zapamiętałem przywiązaniem, ufnością i podziwem. Nelson ofiarował im wzamian ni mniej ni więcej, tylko wzniosłą swą duszę. Tchnął w nich swój zapał i swoją ambicję. W kilka krótkich lat zrewolucjonizował nie strategję lub taktykę morskiej wojny, lecz samo pojęcie zwycięstwa. Oto czem jest genjusz. W tem właśnie Nelson, dzięki sprzyjającemu mu wiernie szczęściu i potędze swego natchnienia, wybija się z pośród wszystkich dowódców flot i marynarzy. Z bohaterstwa uczynił obowiązek. Jest zaprawdę przodkiem przerażającym.
A jego marynarze kochali go. Kochali go nietylko jak zwycięska armja kocha wielkiego wodza; mieli dla niego uczucie bardziej zażyłe, jako dla jednego z pośród nich. Według słów współczesnego mu człowieka, „umiał jaknajszczęśliwiej zdobyć serdeczny szacunek wszystkich, co służyli pod jego rozkazami“.
Być tak wielkim, i pozostać tak przystępnym dla miłości swych bliźnich, jest właściwością ludzi najgłębiej ludzkich. Wielkość lorda Nelsona była bardzo ludzka. Miała podstawę moralną; potrzebowała czuć naokoło siebie żarliwe oddanie bratniej gromady. Nelson był próżny i tkliwy. Nieograniczona miłość i podziw, których dowody dawała mu marynarka, łagodziły niepokój jego zawodowej dumy. Ufał swym ludziom tyleż co oni jemu. Był to marynarz nad marynarze. Sir T. B. Martin stwierdza, że nie zdarzyło mu się nigdy rozmawiać z oficerami, służącymi pod wodzą Nelsona, aby nie usłyszeć „najgorętszych wyrazów przywiązania dla jego osoby oraz podziwu dla jego szczerego i ujmującego obejścia z podwładnymi“. A Sir Robert Stopford, dowodzący jednym ze statków, na którym Nelson
Strona:PL Joseph Conrad-Zwierciadło Morza.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.