Ta strona została uwierzytelniona.
cienna zasłona okrywała pokład białym dachem od dziobu do rufy, i tylko słaby szmer, cichy gwar smutnych głosów, zdradzał obecność tłumu ludzi na wielkiej jasności oceanu. Tak upływały dni ciche, upalne, ociężałe, zapadając jeden za drugim w przeszłość, niby w otchłań otwartą zawsze na szlaku okrętu; a Patna, samotna pod pasmem dymu, dążyła wytrwale w swą drogę, czarna i dymiąca wśród świetlistej nieskończoności, jakby spalona przez płomienie sypiące się z bezlitosnego nieba.
Noce zstępowały na nią jak błogosławieństwo.