i obiegł wkoło luki świetlnej ku zejściu do maszynowni, które znajdowało się po lewej stronie. Biegł i jęczał...
Jim mówił powoli; przypominał sobie wszystko w mig, z niezmierną wyrazistością; byłby mógł odtworzyć jak echo jęk mechanika dla lepszego poinformowania tych ludzi, którzy żądali faktów. Z początku bunt go ogarnął, ale potem doszedł do przekonania, że tylko drobiazgowa dokładność zeznań uwydatni prawdziwą grozę, kryjącą się za okropnemi pozorami. Fakty, których ci ludzie tak pożądali, były widoczne, dotykalne, dostępne dla zmysłów, i zajmowały swoje miejsce w przestrzeni i czasie; wydarzyły się na tysiąc czterystatonowym parowcu w przeciągu dwudziestu siedmiu minut wachty; składały się na całość mającą pewien charakter, subtelną wyrazistość, wygląd skomplikowany, który oko mogło zapamiętać — ale było tam coś jeszcze pozatem, coś niewidzialnego, jakiś władczy duch zagłady, tkwiący wewnątrz jak nieprzyjazna dusza w obmierzłem ciele. Jim starał się usilnie to wszystko wyjaśnić. Nie była to zwykła historja, każdy jej szczegół miał wagę pierwszorzędną, a Jim na szczęście pamiętał wszystko. Pragnął mówić o tem wszystkiem ze względu na prawdę, a może też i ze względu na siebie samego; i podczas gdy cedził rozważnie wyrazy, jego myśli poprostu latały i latały naokoło zacieśnionego kręgu faktów, co się wyłoniły, odcinając go od reszty ludzi; był jak stworzenie — uwięzione w ogrodzeniu z wysokich pali — które obija się wkrąg, oszalałe wśród nocy, usiłując znaleźć jakieś słabsze miejsce, szparę, nierówności, po których możnaby się wdrapać, jakiś otwór pozwalający się przecisnąć i uciec. Ta okropna ruchliwość umysłu sprawiała, że chwilami Jim ociągał się, mówiąc.
Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/046
Ta strona została uwierzytelniona.