trudności. Jim popatrzył na niego, poczem odwrócił się stanowczo, jakby w chwili ostatecznej rozłąki.
A później niejednokrotnie, w odległych częściach świata, Marlow przejawiał skłonność do wspominania Jima, do szczegółowych i głośnych rozpamiętywań na jego temat.
Może zdarzało się to po obiedzie, na werandzie udrapowanej w nieruchome listowie, uwieńczonej kwiatami, w głębokim mroku pocentkowanym przez ogniste końce cygar. Wydłużone kształty trzcinowych foteli gościły milczących słuchaczy. Niekiedy żarzący się, czerwony krążek poruszał się niespodzianie, oświetlając palce leniwej ręki i część twarzy pogrążonej w głębokim spokoju, albo rzucał karmazynowe błyski w dwoje zadumanych oczu pod częścią gładkiego czoła; a z pierwszem słowem, wypowiedzianem przez Marlowa, jego postać wyciągnięta spokojnie na leżaku zapadała w zupełny bezruch, jakby duch tego człowieka odlatywał wstecz w minione czasy i przemawiał jego wargami — z przeszłości.
Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/049
Ta strona została uwierzytelniona.