Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/055

Ta strona została uwierzytelniona.

z cukrem wagi tysiąca sześciuset funtów, zawiniętą w pasiastą flanelę i ustawioną na środku rozległego biura. Tak go to zaskoczyło, iż przez dłuższy czas nie zdawał sobie sprawy że to coś jest żywe, i siedział bez ruchu, rozmyślając w jakim celu i jakim sposobem ten przedmiot został przyniesiony przed jego biurko. W sklepionych drzwiach prowadzących do przedpokoju tłoczyli się ludzie obsługujący punki, zamiatacze, krajowi policjanci, bosman i załoga portowej szalupy parowej — a wszyscy wyciągali szyje i prawie włazili jeden drugiemu na plecy. Zupełnie jak podczas jakichś rozruchów. Tymczasem ów osobnik z wysiłkiem zdarł z głowy kapelusz i sunął w lekkich ukłonach ku Ruthvelowi; według własnych słów Ruthvela było to takie niepokojące, iż przez pewien czas słuchał przemowy zjawiska, nie mogąc wyrozumieć o co właściwie mu chodzi. Mówiło głosem ochrypłym, ponurym, lecz nieustraszonym i stopniowo Ruthvel zrozumiał, iż to jest dalszy ciąg wypadku Patny. Opowiadał mi, że w chwili gdy pojął kto przed nim stoi, zrobiło mu się dosłownie słabo — Archie taki jest wrażliwy i tak łatwo się wzrusza — ale opanował się i krzyknął:
— „Dość tego! Nie mogę pana słuchać. Musi pan iść do kapitana portu. Niema mowy abym mógł pana wysłuchać. Pan musi się zobaczyć z kapitanem Elliotem. Tędy, o, tędy“.
— Zerwał się z krzesła, obiegł długi kontuar, ciągnął szypra, popychał, a ów dał się prowadzić, zaskoczony lecz posłuszny na razie, i dopiero u wejścia do prywatnego gabinetu kapitana, jakby pod wpływem zwierzęcego instynktu, zaczął się opierać i prychać jak przestraszony byk.