Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

przetrwać i stryczek — zaiste! Ale zdarzają się rzeczy — wyglądające czasem dość błaho — które gubią zupełnie niektórych ludzi. Obserwowałem tego młodego chłopca. Podobał mi się z powierzchowności; znałem ludzi tak wyglądających; pochodził z dobrego gniazda — był jednym z nas. Przedstawiał tu cały pokrewny mu rodzaj, kobiet i mężczyzn ani szczególnie zdolnych, ani bardzo zajmujących — ludzi, których istnienie opiera się poprostu na uczciwej wierze i instynktownej odwadze. Nie chodzi mi o odwagę wojskową, ani odwagę cywilną, ani żaden specjalny rodzaj odwagi. Mam na myśli tę wrodzoną zdolność do spojrzenia pokusie prosto w oczy — gotowość bynajmniej nie intelektualną lecz pozbawioną pozy — odporność wyzbytą z wdzięku, jeśli chcecie, ale bezcenną — instynktowną i błogosławioną nieugiętość wobec zewnętrznych i wewnętrznych trwóg, wobec potęgi przyrody, wobec kuszącego ludzkiego zepsucia — nieugiętość popartą przez wiarę niedostępną dla siły faktów, dla zarazy przykładu, dla ponęt idei. Precz z ideami! To są włóczęgi, łaziki dobijające się do tylnych drzwi duszy, aby zabierać po cząstce naszej istoty, aby unosić okruchy tej wiary w parę prostych pojęć, których człowiek musi się trzymać, jeśli chce żyć przyzwoicie i mieć lekką śmierć.
— Bezpośrednio nie ma to nic wspólnego z Jimem; ale jego wygląd był taki typowy dla ludzi z tego zacnego, ograniczonego gatunku, który lubimy czuć koło siebie na prawo i lewo, gatunku nie spaczonego przez wybryki inteligencji i przewrotność... przewrotność, powiedzmy, nerwów. Był to rodzaj człowieka, któremuby się oddało — na podstawie jego wyglądu — statek w opiekę, mówiąc dosłownie i w przenośni. Twierdzę że byłbym to zrobił, a powinienem się przecież