znać na tem. Czyż swego czasu nie wychowałem sporo chłopców, aby służyli brytyjskiej fladze, aby uprawiali ten zawód, którego cała tajemnica da się zawrzeć w jednem krótkiem zdaniu — a jednak trzeba ją wbijać dzień po dniu w młode głowy, póki się nie stanie składową częścią każdej ich myśli na jawie — póki nie zawładnie każdym ich młodym snem! Morze było dla mnie łaskawe, ale kiedy sobie przypomnę wszystkich tych chłopców, co przeszli przez moje ręce — niektórzy z nich są już dorośli, inni utopili się w morzu, a wszyscy byli dobrym materiałem na marynarzy; kiedy ich sobie przypomnę, nie sądzę wcale aby moja praca była jałowa. Gdybym jutro miał się znaleźć w kraju, założę się, że przed upływem dwóch dni jakiś opalony młody pierwszy oficer przyłapałby mię u wejścia do któregoś z doków i zapytałby czystym, głębokim głosem: „Czy pan mnie pamięta, panie kapitanie? Przecież jestem mały ten a ten. Taki a taki okręt. To była pierwsza moja podróż“. A mnieby stanął w pamięci onieśmielony brzdąc, nie wyższy od poręczy tego krzesła, odprowadzany przez matkę a często i dorosłą siostrę; widzę jak stoją obie na bulwarze, bardzo spokojne lecz zbyt wzruszone by powiewać chustką ku statkowi, co sunie powoli między dwoma występami mola; lub może przypomniałbym sobie jakiego zacnego ojca w średnich latach, który przybył wcześnie aby odprowadzić swego chłopca, i został na pokładzie przez cały ranek, okazując niezmierne zainteresowanie wyciągiem kotwicznym; został zadługo — i musi gramolić się na brzeg w ostatniej chwili, kiedy niema już czasu się żegnać. Pilot na rufie woła do mnie, przeciągając śpiewnie:
— „Panie pomocniku, niech no pan przytrzyma
Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/062
Ta strona została uwierzytelniona.