Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/064

Ta strona została uwierzytelniona.

myśli. Wyglądał pełnowartościowo jak nowiuteńki funt szterling, a jednak była szatańska domieszka w tym jego metalu. Jak dużo jej było? Tylko odrobina, kropla czegoś niezwykłego i przeklętego — najdrobniejsza kropelka! Zadałem sobie jednak pytanie — gdy tak stał z tą niedbałą miną — czy nie jest przypadkiem ulany z bardzo pospolitego metalu?
— Nie mogłem w to uwierzyć. Mówię wam, pragnąłem ujrzeć jak będzie się wił — pragnąłem tego dla honoru mego zawodu. Tamci dwaj faceci spostrzegli swego kapitana i ruszyli zwolna w naszą stronę. Rozmawiali, idąc ku nam powoli, i tak zupełnie nie brałem ich pod uwagę, jakby się ich wcale gołem okiem nie dostrzegało. Szczerzyli zęby do siebie; opowiadali sobie pewnie jakieś kawały, o ile mogłem sądzić. Widziałem że jeden z nich ma złamaną rękę; drugi zaś — wysokie indywiduum o siwych wąsach, główny mechanik — była to z wielu względów wcale znana osobistość. Jeden z drugim — nicość zupełna. Zbliżali się. Szyper patrzył martwo w jakiś punkt między swemi stopami; zdawało się że spuchł do nienaturalnych rozmiarów wskutek jakiejś okropnej choroby lub tajemniczego działania nieznanej trucizny. Podniósł głowę, ujrzał przed sobą tych dwóch czekających na niego, otworzył usta z dziwacznym, szyderczym grymasem na rozdętej twarzy — pewnie aby coś im powiedzieć — gdy wtem uderzyła go widać jakaś myśl. Jego grube, prawie fjoletowe wargi zamknęły się bez dźwięku; ruszył stanowczym krokiem ku powozikowi, kołysząc się jak kaczka, i zaczął szarpać klamkę od drzwiczek z tak brutalną niecierpliwością, iż się spodziewałem że cała buda przewróci się razem z kucykiem. Woźnica, wyrwany z rozmyślań o swej podeszwie, ujawnił natychmiast