Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/071

Ta strona została uwierzytelniona.

dojrzeć jak Patna tonie, ale przekonali się jednak że zatonęła i krzyknęli wszyscy razem — o tak“ ... Wycie podobne do wilczego przejęło mię do szpiku kości.
— „Ach, niechże pan zatka mu gębę“ — irytował się płaczliwie człowiek, który uległ wypadkowi.
— „Zdaje się że pan mi nie wierzy — ciągnął tamten z niesłychanie zarozumiałą miną. — Mówię panu, niema takich oczu jak moje po tej stronie zatoki Perskiej. Niech pan zajrzy pod łóżko“.
— Naturalnie schyliłem się natychmiast. Pytam, ktoby tego nie zrobił?
— „Co pan tam widzi?“ — rzekł.
— „Nic“ — odpowiedziałem i zawstydziłem się strasznie samego siebie. Spojrzał na mnie badawczo z dziką i miażdżącą pogardą.
— „Otóż to właśnie — powiedział — ale gdybym ja tam spojrzał, tobym zobaczył — mówię panu, niema takich oczu jak moje. — Wpił mi się znowu w ramię i ciągnął mię ku sobie, szukając ulgi w poufnem zwierzeniu: — Miljony różowych ropuch. Niema takich oczu jak moje. Miljony różowych ropuch. To jest gorsze niż widok tonącego statku. Mógłbym cały dzień patrzeć na tonące statki i palić fajkę. Dlaczego mi nie oddadzą mojej fajki? Paliłbym sobie, pilnując tych ropuch. Statek był pełen ropuch. Pan rozumie, ich trzeba pilnować! — Mrugnął jowialnie. Pot kapał na niego z mojej głowy, dymkowa kurtka przylepiła mi się do mokrych pleców; wieczorny powiew przebiegł gwałtownie nad łóżkami, sztywne fałdy firanek poruszyły się, grzechocząc na mosiężnych prętach, kapy okrywające szereg pustych łóżek powiewały bezszelestnie tuż nad gołą podłogą, a mnie przejął dreszcz do szpiku kości. Łagodny powiew tropikalny igrał posępnie w tej