Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.

w górę. „Jeszcze trzydzieści dwie mile tego kursu — mówi — i wszystko w porządku; będzie pan mógł zmienić kierunek o 20 stopni na południe“.
— „Właśnie wtedy mijaliśmy Hector Bank od północy. Mówię mu: „Tak, panie kapitanie“, dziwiąc się, dlaczego się o to kłopocze, ponieważ musiałem go wezwać w każdym razie przed zmianą kursu. Akurat wówczas dzwon osiem razy uderzył; wyszliśmy na mostek i drugi oficer nadmienił przed odejściem jak zwykle — „Siedemdziesiąt jeden na logu“. Kapitan Brierly rzucił okiem na kompas i rozejrzał się wkoło. Było ciemno i pogodnie, widać było wszystkie gwiazdy tak wyraźnie, jak w mroźną noc na wysokich szerokościach geograficznych. Nagle mówi jakgdyby z lekkiem westchnieniem: „Idę na rufę i sam dla pana ustawię wskazówkę logu na zero, żeby nie było żadnej pomyłki. Trzydzieści dwie mile więcej na tym kursie i jest pan bezpieczny. Zobaczmy — poprawka logu wynosi sześć procent in plus, więc, powiedzmy, jeszcze trzydzieści mil w tym kierunku i może pan zmienić kurs o dwadzieścia stopni na stronę podwietrzną. Nie trzeba tracić na dystansie, prawda?“ Nie słyszałem nigdy aby mówił jednym ciągiem tak długo i to zupełnie bez celu, jak mi się wydało. Nic nie odpowiedziałem. Zszedł po drabinie, a pies, który włóczył się wszędzie za kapitanem, gdziekolwiek się ten ruszył w nocy czy we dnie, zsunął się za nim nosem naprzód. Słyszałem odgłos obcasów, tup, tup, na tylnym pokładzie; kapitan się zatrzymał i rzekł do psa: „Wracaj, Korsarz. Na mostek, stary! No dalej, marsz!“ Potem zawołał do mnie z ciemności: „Panie Jones, niechno pan zamknie psa w kajucie nawigacyjnej, dobrze?“.
— „Słyszałem wówczas jego głos po raz ostatni,