Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/088

Ta strona została uwierzytelniona.

więc pan tego nie czuje? Gdyby zwiał, wszystkoby się urwało odrazu. — Brierly wypowiedział to z wyjątkowem wprost ożywieniem i zrobił ruch, jakby chciał sięgnąć po portfel. Powstrzymałem go i oświadczyłem zimno, że tchórzostwo tych czterech ludzi nie wydaje mi się sprawą tak wielkiego znaczenia. — I pan ma siebie za marynarza, o ile mi się zdaje — wyrzekł gniewnie. Odpowiedziałem, że właśnie za takiego siebie uważam i sądzę że nim jestem. Wysłuchał mię i machnął wielką ręką, jakby mię pozbawiał indywidualności, jakby mię spychał w tłum. — To jest najgorsze — rzekł — że wy wszyscy nie macie poczucia godności; niedość myślicie o tem, za co was ludzie uważają.“
— Rozmawialiśmy, idąc powoli, i przystanęliśmy właśnie naprzeciw biura portowego, widząc jak na dłoni miejsce, skąd olbrzymi kapitan Patny znikł tak zupełnie, jakby był drobnem piórkiem porwanem przez huragan. Uśmiechnąłem się. Brierly ciągnął dalej:
— „To jest haniebne. Są tu wśród nas ludzie różnych kategoryj, między innymi także i skończone łotry; ale musimy do djabła zachować jakąś zawodową przyzwoitość, bo inaczej staniemy się bandą partaczy wałęsających się bez ładu i składu. Ufają nam. Czy pan to rozumie? — ufają! Mówiąc szczerze, nic a nic mnie nie obchodzą wszyscy pielgrzymi, jacy kiedykolwiek z Azji wywędrowali, ale porządny człowiek nie obszedłby się tak nawet z ładunkiem starych gałganów powiązanych w bele. Nie jesteśmy grupą zorganizowaną, i jedyne co nas jednoczy, to słowo, którem oznaczamy pewien rodzaj przyzwoitości. Taka historja niszczy zaufanie w człowieku. Marynarz może