Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/096

Ta strona została uwierzytelniona.

zaprzeczy?“ — rzekł wyraźnie, patrząc mi nieugięcie w twarz.
— „Nie, temu nie przeczę — rzekłem, odwzajemniając jego spojrzenie. Oczy Jima zwróciły się nareszcie w dół, tam gdzie wskazywałem palcem. Miałem wrażenie że z początku nie zrozumiał; potem zmieszał się, a w końcu przybrał wyraz zdumienia i przestrachu, jakby pies był potworem i jakby Jim nigdy przedtem psa nie widział. — Nikomu się nie śniło pana obrażać“ — rzekłem.
— Wpatrywał się wciąż w to nędzne zwierzę, nieruchome jak posąg; siedziało z nastawionemi uszami i spiczastym pyskiem skierowanym w stronę wejścia; nagle kłapnęło zębami za przelatującą muchą, jak automat.
— Spojrzałem na Jima. Czerwień jego białej, spalonej cery pogłębiła się nagle pod puchem policzków, ogarnęła czoło, dotarła aż do kędzierzawych włosów. Uszy zabarwiły mu się purpurą, i nawet jasny błękit oczu pociemniał wyraźnie od krwi, która mu uderzyła do głowy. Wydął zlekka drżące wargi, jakby miał natychmiast płaczem wybuchnąć. Spostrzegłem że z nadmiernego upokorzenia nie jest w stanie wymówić ani słowa. A może także i z rozczarowania — kto wie? Może miał nadzieję że to lanie, które mi sprawi, będzie dla niego jakąś rehabilitacją, ukojeniem? Skąd można wiedzieć, jakiej się ulgi spodziewał po tej okazji do burdy? Był tak naiwny, że mógł się spodziewać wszystkiego; ale w tym wypadku zdradził się bez żadnego pożytku. Był szczery względem siebie — tak jak i wobec mnie — w szalonej nadziei że uda mu się w ten sposób odeprzeć skutecznie zarzuty, a los odwrócił się od niego z ironją. Jim wydał jakiś nieartykułowany,