gardłowy dźwięk, jakby go ogłuszono ciosem w głowę. To było żałosne.
— Dopędziłem go aż daleko za bramą. Musiałem nawet w końcu biec za nim, ale gdy wreszcie z nim się zrównałem, zadyszany, i zarzuciłem mu że ucieka, rzekł: „Nigdy!“ Odwrócił się natychmiast jak osaczony. Wyjaśniłem że nie miałem broń Boże na myśli, aby uciekał przede mną. „Przed nikim — przed nikim na świecie,“ twierdził uporczywie. Powstrzymałem się od wytknięcia mu jednego rzucającego się w oczy wyjątku, któryby był ciężką próbą dla najodważniejszego z nas; przyszło mi na myśl, że bardzo prędko Jim sam się w tem zorjentuje. Patrzył na mnie cierpliwie, a ja rozmyślałem co mu powiedzieć, lecz nie mogłem nic znaleźć na razie. Ruszył znów naprzód. Szedłem obok niego i bojąc się, aby mi nie uciekł, rzekłem spiesznie, że nie chciałbym za nic w świecie aby się rozstał ze mną pod fałszywem wrażeniem mego — mojej — zająknąłem się. Przeraziła mię głupota tych słów i usiłowałem jakoś z tego wybrnąć; lecz siła wewnętrzna zdań nie ma nic wspólnego z ich sensem lub logiczną budową. Moje idjotyczne bąkanie zdawało mu się podobać. Przerwał je, mówiąc ze spokojem i uprzejmością, które dowodziły niezmiernej siły panowania nad sobą lub też nadzwyczajnej prężności ducha: „Wszystkiemu winna moja pomyłka.“ Zdumiało mię to powiedzenie; zdawało się że Jim wspomina o jakiemś drobnem zajściu. Czyżby nie rozumiał jego opłakanego znaczenia? „Pan mi chyba wybaczy“, dodał, i mówił dalej z pewną złością: „Wszyscy ci gapiący się ludzie mieli tak głupie miny, że — że mogło być tak jak przypuszczałem.“
— Te słowa pokazały mi Jima z nowej strony.
Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/097
Ta strona została uwierzytelniona.