— Jak długo stał u luki bez ruchu, spodziewając się każdej chwili, że okręt zapadnie mu się pod nogami, a prąd wody zaleje go z tyłu i podrzuci jak wiór — nie umiem tego powiedzieć. Niebardzo długo — może ze dwie minuty. Dwóch mężczyzn, których nie mógł dojrzeć, zaczęło sennie rozmawiać; doszedł go skądciś dziwny odgłos szurających nóg. Ponad temi słabemi dźwiękami wisiała okropna cisza poprzedzająca klęskę, wisiało dręczące milczenie właściwe chwili przed katastrofą. Nagle przyszło Jimowi do głowy, że może zdąży pobiec i poprzecinać wszystkie rejki od łożysk, aby łodzie mogły się utrzymać na powierzchni, gdy okręt pójdzie na dno.
— Patna miała długi mostek; wszystkie łodzie były tam na górze, cztery z jednej strony i trzy z drugiej — najmniejsza z nich przy lewej burcie, prawie na jednej linji z osprzętem sterowym. Jim zapewnił mię, niepokojąc się wyraźnie czy mu uwierzę, że przygotował je z największą starannością do natychmiastowego użytku. Znał swoje obowiązki. Sądzę iż pod tym względem był wcale dobrym oficerem. „Uważałem zawsze, że trzeba być przygotowanym na najgorsze“, rzekł, patrząc mi niespokojnie w twarz. Kiwnąłem potakująco głową, zaznaczając że zgadzam się z tą zdrową zasadą, lecz zamknąłem oczy na nieuchwytną ułomność tego człowieka.
Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział VIII