Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział IX

— „Mówiłem w myśli: toń, przeklęty! toń!“ — To były słowa, od których rozpoczął na nowo. Pragnął, żeby to się już raz skończyło. Zostawiono go w zupełnym spokoju i zwracał się tak w duszy do statku, złorzecząc mu, a jednocześnie miał przywilej oglądania scen — o ile mogę sądzić — jakby wyjętych z nędznej komedji. Mordowali się wciąż nad tym bolcem. Szyper rozkazywał:
— „Wleźcie podspód i starajcie się łódź podnieść“; tamci naturalnie nie chcieli. Rozumiecie — nie byłoby przyjemnie dać się zaskoczyć, leżąc napłask pod kilem łodzi, w razie gdyby okręt poszedł nagle na dno.
— „A czemu pan nie wlezie? pan jest najsilniejszy“ — zaskomlał mały maszynista.
— „Gott-for-dam! Jestem za gruby“ — wykrztusił szyper z rozpaczą. Takie to było zabawne, że człowiek mógł umrzeć ze śmiechu. Stali przez chwilę bezczynnie; nagle główny mechanik podbiegł znów do Jima.
— „Chodźże i pomóż, człowieku! Czyś oszalał, żeby odrzucać jedyny ratunek? Ruszże się i pomóż! Człowieku! Patrz, tam, patrz!“
— Jim zwrócił się wreszcie w stronę rufy, gdzie tamten wskazywał z uporem manjaka. Ujrzał niemy, czarny szkwał, który już był pożarł jedną trzecią nieba. Wiecie, jak te szkwały pojawiają się w tamtych stro-