Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

dno; że wszyscy ludzie zatonęli, prócz mnie i tych kanalij w łodzi. — Oparł się o stół knykciami wśród filiżanek do kawy, kieliszków, wypalonych cygar i mówił dalej. — Zdawało mi się że w to wierzę. Wszystko przepadło — było po wszystkiem... i po mnie.“
Marlow wyprostował się nagle i odrzucił cygaro z rozmachem. Mignęło, wlokąc za sobą czerwony ślad, jak dziecinna rakieta puszczona przez zasłonę z pnączy. Nikt się nie poruszył.
— No i co wy o tem myślicie? — zawołał z nagłem ożywieniem. — Powiedzcie sami, czyż to nie było do niego podobne? Jego ocalone życie przepadło; zabrakło mu gruntu pod nogami, oczy jego nie miały na co patrzeć, uszy nie miały czego słuchać. Zupełnie unicestwienie — co? A naokoło wciąż tylko niebo zakryte chmurami, morze bez fal, nieruchome powietrze. Tylko noc; tylko milczenie.
— Trwało to przez jakiś czas, a potem wszyscy naraz zaczęli hałaśliwie rozprawiać o swem ocaleniu.
— „Wiedziałem odrazu że zatonie“.
— „Umknęliśmy w ostatniej chwili!“
— „Udało się nam, do jasnej cholery!“
— Jim nic nie mówił, lecz wiatr, który był ucichł, powiał znów łagodnie i wzmagał się stopniowo, a morze dołączyło swój szemrzący głos do wybuchu gadatliwości, który nastąpił po niemych chwilach grozy. Zatonął! Zatonął! To było pewne. I nikt nie mógł temu zaradzić. Powtarzali wciąż raz po raz te same słowa, jakby się nie mogli zatrzymać. Nie wątpili ani przez chwilę, że statek zatonie. Światła zgasły. Z największą pewnością — światła zgasły! Nic innego nie można się było spodziewać. Patna musiała zatonąć. Jim zauważył iż rozmawiali o tem, jakby byli zosta-