Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

ten świat, który go urobił, okiełznał, który miał nad nim pieczę. Rzekłbyś iż dusze ludzi, pływających po wodnej przepaści, wyzwalają się w zetknięciu z ogromem, gotowe na szczytne bohaterstwo, szał głupoty, lub też najniższą ohydę. O katastrofie na morzu można powiedzieć to samo co o wierze, myśli, miłości, nienawiści, przekonaniach, lub nawet o wyglądzie rzeczy materjalnych: jest tyleż katastrof co i ludzi — a w tej oto tkwiła nikczemność, i właśnie dlatego osamotnienie rozbitków było bardziej zupełne; ohydne warunki towarzyszące wypadkowi odcięły tych ludzi bezwzględnie od pozostałej ludzkości, której ideał postępowania nie został poddany próbie szatańskiego i przerażającego żartu. Towarzysze Jima wściekali się na niego, jako na tchórzliwego krętacza — a on znów skupił na nich całą swoją nienawiść do tego co się stało; byłby chciał straszliwie się zemścić za odrażającą pokusę, którą na niego nasłali. Możecie być pewni, że łódź zagubiona na pełnem morzu wydobędzie z człowieka instynkty czające się w głębi wszystkich myśli, wszystkich uczuć, wrażeń i wzruszeń. Charakterystyczne było dla groteskowej nikczemności cechującej ową katastrofę, że między tymi ludźmi nie doszło do bójki. Wszystko polegało tylko na groźbach, na straszliwie skutecznym fałszu, na oszustwie — od początku do końca — uknutem przez bezgraniczną pogardę ciemnych sił. Lecz realne groźby mrocznych potęg, gotowych każdej chwili zatriumfować nad człowiekiem, są stale odpierane przez ludzką nieugiętość. Zapytałem, poczekawszy chwilę:
— „No i co się stało?“ — Zbyteczne pytanie. Wiedziałem już zadużo aby się spodziewać łaski jakiegoś odkupiającego porywu, dobrodziejstwa szału lub mrocznej zgrozy.