wszystko... dlaczego nie odebrałem sobie życia. Nie chciałem stchórzyć przed tem co zrobiłem. Przecież gdybym był został na statku, uczyniłbym wszystko aby się tylko ocalić. Ludzie utrzymywali się nieraz na powierzchni całemi godzinami — na otwartem morzu — i wyławiano ich, i doskonale się potem czuli. A ja byłbym mógł to wytrzymać znacznie lepiej niż wielu innych. Moje serce jest w porządku“. — Wyciągnął prawą pięść z kieszeni i gruchnął się w pierś; rozległ się jakby zgłuszony strzał wśród nocy.
— „Tak“ — rzekłem. Rozmyślał ze spuszczoną głową, rozstawiwszy nieco nogi.
— „O włos — mruknął. — Nie było na włos miejsca między tem a tamtem. A w owej chwili...“
— „O północy trudno jest włos dostrzec — wtrąciłem, zdaje mi się że nieco złośliwie. Czy pojmujecie, co ja rozumiem przez solidarność w naszym zawodzie? Byłem na Jima rozżalony, jakby mnie oszukał — mnie osobiście — jakby mię pozbawił wspaniałej okazji do podtrzymania złudzeń młodości, jakby obdarł nasze wspólne życie z ostatniego promienia czczej chwały.
— „Więc też pan zwiał — odrazu“.
— „Skoczyłem — poprawił mię z naciskiem. — Skoczyłem — uważa pan — powtórzył. Zaciekawiła mię jego widoczna lecz niezrozumiała dla mnie intencja. — No tak! może wówczas nie zdawałem sobie
z tego sprawy. Ale później miałem ile chcieć czasu — a światła wbród w tej łodzi. I mogłem także rozmyślać. O tem co zaszło nikt się nie miał naturalnie dowiedzieć, ale nie przynosiło mi to żadnej ulgi. Temu musi pan także uwierzyć. Nie chciałem tej całej rozmowy... Nie... Tak!.. nie będę kłamał... Chciałem jej:
Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.