się uśmiechali, kręcąc głową. Pewien stary szyper, który siedział obok mnie w sądzie, połaskotał mię w ucho białą brodą, szepcąc: „Kłamią jak z nut“. A tymczasem nikt nie kłamał, nawet i główny mechanik, gdy opowiadał że światło na maszcie opadło jak rzucona zapałka. W każdym razie nie kłamał świadomie. Wątroba jego znajdowała się w takim stanie, że nie byłoby nic dziwnego, gdyby ujrzał iskrę w kącie powieki, rzucając ukradkiem wtył śpieszne spojrzenie. Nie widzieli żadnego światła, choć byli w pobliżu statku, i mogli to sobie wytłumaczyć w jeden jedyny sposób: że Patna poszła na dno. Było to oczywiste i kojące. Przewidywany fakt, który nastąpił tak prędko, usprawiedliwiał ich pośpiech. Nic dziwnego że nie szukali innego wyjaśnienia. A prawdziwe wyświetlenie sprawy było bardzo proste, i z chwilą gdy je Brierly podsunął, sąd przestał się tą kwestją zajmować. Pamiętacie że statek się zatrzymał i leżał na wodzie w kierunku nocnego kursu, gdy rufa podjechała do góry a dziób pochylił się wdół wskutek zalania wodą pierwszej komory. Tedy pozbawiona równowagi Patna, gdy szkwał w nią z boku uderzył — skręciła dziobem pod wiatr tak sprawnie, jakby stała na kotwicy. Wskutek tej zmiany położenia wszystkie jej światła odwróciły się w bardzo krótkim czasie od łodzi ku stronie podwietrznej. Bardzo być może, że gdyby światła pozostały widoczne, działałyby jak nieme wezwanie — że ich migot, zagubiony w mroku chmury, miałby tajemniczą siłę ludzkiego wzroku, który może obudzić wyrzuty sumienia i litość. Mówiłby: „Jestem tu — jeszcze jestem“... a cóż więcej mogą powiedzieć oczy najbardziej opuszczonego z ludzkich stworzeń? Lecz Patna odwróciła się tyłem, jakby chcąc okazać pogardę dla
Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.