Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

żeniem wypisanem na opalonej twarzy, dwiema bliznami, parą wytartych szlif. Ów człowiek należał do tych spokojnych, godnych zaufania ludzi, stanowiących surowy materjał, z którego wyrastają wielkie sławy; było to jedno z niezliczonych istnień, grzebanych bez trąb i bębnów — istnień, które są podwalinami wspaniałych osiągnięć.
— „Jestem obecnie trzecim porucznikiem na Victorieuse (był to wówczas flagowy okręt francuskiej eskadry na oceanie Spokojnym) — rzekł, odrywając plecy od ściany na parę cali ażeby mi się przedstawić. Skłoniłem się lekko po mojej stronie stołu i powiedziałem, że dowodzę handlowym okrętem zakotwiczonym obecnie w Rushcutters’Bay. Oświadczył iż go zauważył — taki ładny, niewielki statek. Mówił o nim po swojemu — bardzo uprzejmie a obojętnie. O ile pamiętam, zdobył się nawet na uprzejme skinienie głową i powtarzał, oddychając ciężko:
— „Tak, tak. Mały statek na czarno pomalowany — bardzo ładny — bardzo ładny (très coquet). Po niejakim czasie obrócił się zwolna całem ciałem, aby się znaleźć nawprost szklanych drzwi po prawej stronie. Nudne miasto (triste ville) — zauważył, wpatrując się w ulicę. Dzień był słoneczny; szalał południowy wicher i tarmosił przechodniów, mężczyzn i kobiety — idących po trotuarze; zalane słońcem fronty domów z drugiej strony ulicy były przesłonięte kłębami pyłu wzbijającego się wysoko. — Wysiadłem na brzeg — powiedział — żeby trochę nogi rozprostować, ale... — Nie skończył i zapadł znów w głąb bezruchu. — Proszę pana, niech mi pan powie — zaczął z rozwagą, ocknąwszy się znowu — co tam było właściwie (au