Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

zdobył dla siebie coś więcej — dotarł do samego dna, do źródła tego uczucia, do tajnej uczuciowości mego egoizmu. Nic przed wami nie ukrywam, bo w przeciwnym razie wydałbym się wam bardziej niezrozumiały niż sobie człowiek może na to pozwolić; powtóre zaś — jutro zapomnicie i moją szczerość, i wszystkie inne lekcje przeszłości. W tej sprawie — mówiąc brutalnie i jasno — ja byłem człowiekiem bez skazy; lecz subtelna niemoralność mych zamiarów została pokonana przez moralną prostotę przestępcy. Bezwątpienia Jim był też samolubny, ale jego samolubstwo miało szlachetniejsze źródło, wyższy cel. Przekonałem się że — bez względu na wszystkie moje argumenty — Jim pragnął być obecny przy obrzędzie egzekucji; to też nie mówiłem z nim wiele na ten temat, gdyż czułem iż jego młodość będzie potężnym przeciw mnie argumentem: wierzył w to, o czem nawet wątpić już dawno przestałem. Było coś pięknego w szaleństwie jego niewyrażonej, ledwie skrystalizowanej nadziei.
— „Uciec! Nawet myśleć o tem nie mogę“ — rzekł, potrząsając głową.
— „Proponuję panu coś, za co nie żądam ani nie oczekuję żadnej wdzięczności — rzekłem; — odda pan dług, kiedy panu będzie wygodnie, i...“
— „Strasznie pan jest dobry“ — mruknął, nie podnosząc oczu. Śledziłem go bacznie; jakże niepewnie musiała mu się przyszłość przedstawiać; ale nie ugiął się, jakby rzeczywiście serce miał wytrzymałe na wszystko. Poczułem gniew — zresztą nie poraz pierwszy tej nocy.
— „Sądzę że ta cała nędzna historja — rzekłem — już i tak dość jest gorzka dla takiego jak pan człowieka...“