— Spałem niewiele, zjadłem z pośpiechem śniadanie i po krótkim namyśle zaniechałem rannej bytności na swoim statku. Było to doprawdy niedbalstwo, bo mój pierwszy oficer, dzielny człowiek pod każdym względem, padał często ofiarą tak czarnych przywidzeń, że jeśli naprzykład w oznaczonym czasie nie dostał listu od żony, szalał ze wścieklej zazdrości, wypuszczał z rąk robotę, kłócił się ze wszystkimi i albo płakał u siebie w kajucie, albo podlegał takim napadom gwałtowności iż doprowadzał załogę prawie do buntu. Nigdy nie mogłem zrozumieć tego człowieka; pobrali się przed trzynastu laty; widziałem kiedyś przelotnie jego żonę i mówiąc szczerze, nie umiem sobie wyobrazić człowieka tak opuszczonego, aby mógł się pogrążać w grzechu dla równie mało pociągającej osoby. Nie wiem czy dobrze zrobiłem, powstrzymując się od otwarcia oczu biednemu Selvinowi; dręczył się jak potępieniec, a i ja cierpiałem przez to pośrednio — lecz przeszkodził mi pewien rodzaj delikatności, z pewnością fałszywej. Małżeńskie stosunki marynarzy byłyby tematem bardzo interesującym; mógłbym wam zacytować różne przykłady... Ale tu nie miejsce ani czas na to, zajmujemy się Jimem — który nie był żonaty. Przeczulone jego sumienie, duma, owe cudaczne zjawy i surowe widma — zgubni towarzysze jego młodości — wszystko to nie
Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział XIV