Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.

zupełnie spokojny, ujrzawszy go w chwale, w pełnym blasku, panującego nad otoczeniem, a przytem w najzupełniejszej z niem harmonji — z życiem lasów i życiem ludzi. Wyznaję że podziałało to na mnie mocno, ale muszę dodać, iż w gruncie rzeczy nie jest to moje najtrwalsze o nim wspomnienie. Strzegła go jego samotność — był tam jedyny z wyższego ludzkiego gatunku i pozostawał też w ścisłym związku z Przyrodą, która dochowuje swym kochankom wierności na tak łatwych warunkach. Lecz nie umiem zatrzymać dłużej przed oczami obrazu jego bezpieczeństwa. Będę zawsze Jima pamiętał tak, jak go widziałem przez otwarte drzwi na werandzie, przejętego może zbyt głęboko skutkami swego błędu. Cieszę się naturalnie, że z powodu mych starań pewna pomyślność a nawet chwała stały się jego udziałem; ale mam niekiedy wrażenie, że dla spokoju mej duszy byłoby lepiej, gdybym nie stanął między nim a przeklętą hojnością Chestera. Ciekaw jestem, co bujna wyobraźnia Jima byłaby zrobiła z wysepki Walpole’a — tej beznadziejnie zatraconej okruszyny lądu na obliczu wód. Prawdopodobnie nie byłbym mógł nigdy ciekawości swej zaspokoić, bo muszę wam powiedzieć że Chester, zatrzymawszy się w jakimś porcie australijskim aby połatać swój morski zabytek, wyruszył na Pacyfik z załogą liczącą zaledwie dwudziestu dwóch ludzi, a jedyną wiadomością, jaka mogła zaważyć na tajemniczym jego losie, była wiadomość o huraganie, który zawadził prawdopodobnie o rafy Walpole’a w miesiąc lub dwa po wyruszeniu wyprawy. Nie zostało najmniejszego śladu po Argonautach, żadne echo nie doszło z morskiego pustkowia. Finis! Pacyfik jest najdyskretniejszy z żywych, gwałtownych oceanów;