Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

może zbyt ważne, aby dało się wypowiedzieć. Kawałek oślej skóry, według słów Chestera... Jim spojrzał na mnie badawczo.
— „Może i przyjdzie — jeśli starczy życia — mruknąłem przez zęby z nieuzasadnionym gniewem. — Niech pan zbytnio na to nie liczy“.
— „Słowo panu daję: mam wrażenie że nic mi się stać już nie może — rzekł tonem ponurego przeświadczenia. — Jeśli mi ta historia nie dała rady, to niema strachu aby zabrakło mi czasu na... na wygrzebanie się, i...“ — Spojrzał w górę.
— Przyszło mi nagle na myśl, że to właśnie z pomiędzy takich jak on rekrutuje się wielka armja włóczęgów i przybłędów, armja która schodzi wciąż niżej i niżej poprzez wszystkie rynsztoki świata. Z chwilą kiedy Jim opuści mój pokój, „gdzie mógł się schronić“, zajmie swoje miejsce w szeregach i rozpocznie marsz ku bezdennej otchłani. Ja przynajmniej złudzeń nie miałem; ale nie kto inny tylko ja właśnie byłem przed chwilą taki przeświadczony o potędze słów, a teraz bałem się odezwać, jak człowiek, który lęka się poruszyć aby nie stracić śliskiego oparcia. Dopiero gdy usiłujemy walczyć z istotną potrzebą innego człowieka, dostrzegamy jak niezrozumiałe, jak chwiejne i mgliste są istoty, które dzielą z nami widok gwiazd i ciepło słońca. Rzekłbyś iż samotność jest ciężkim i nieodzownym warunkiem istnienia; powłoka z ciała i krwi, na której zatrzymują się nasze oczy, rozpływa się pod wyciągniętą dłonią; pozostaje tylko kapryśny, nieukojny i nieuchwytny duch, za którym oko nie pójdzie, którego nie ujmie ręka. Trwoga, aby mi się Jim nie wymknął, zamknęła mi usta, bo poczułem nagle z niewytłumaczoną siłą, że