— Opowiedziałem wam szczegółowo te dwa epizody, aby pokazać jak Jim z sobą się porał wśród nowych warunków życia. Epizodów w tym rodzaju było dużo, więcej niżbym mógł zliczyć na palcach obu rąk.
— A wszystkie cechowała bezsensowna wzniosłość intencji, nadająca tym błahym zajściom wzruszającą głębię. Może to jest akt prozaicznego bohaterstwa, jeśli człowiek odrzuca powszedni chleb dla zmagania się z upiorem. Robili to już inni przed Jimem (choć my, którzyśmy poznali życie, wiemy dobrze, że nie dusza nawiedzana przez widma tylko głodne ciało wykoleja człowieka) — a ludzie, co mają chleba wbród i nie spodziewają się aby im pożywienia zabrakło, przyklaskiwali szlachetnemu szaleństwu. Jim był naprawdę nieszczęśliwy, bo mimo swych zapamiętałych wysiłków nie mógł się pozbyć niesławy. Wątpliwości co do jego odwagi wciąż się ludzi trzymały. Chyba to prawda, że niepodobna pokonać ducha faktu. Można mu stawić czoło lub go unikać — a spotkałem paru ludzi, którzy umieli mrugać na prześladujące ich widma. Jim nie należał oczywiście do tej kategorji, ale nie mogłem nigdy ustalić, jak właściwie postępuje, czy unika swego upiora, czy też mu stawia czoło.
— Wysiliłem całą swą przenikliwość i w rezultacie przekonałem się tylko, że nie umiem tego rozstrzygnąć,
Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/234
Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział XIX