Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

pochylona jego postać i niewinny uśmiech robiły wrażenie, że gotów jest słuchać życzliwie zwierzeń; długie ramiona o dużych, bladych rękach poruszały się nieczęsto powolnemi ruchami, jakby coś wskazywał i objaśniał. Rozwodzę się nad tem szeroko, gdyż pod tą powierzchownością ukrywał się człowiek o naturze prawej, pełnej wyrozumiałości, o duchu nieustraszonym i fizycznej odwadze, którą możnaby nazwać zuchwałą, gdyby nie wydawała się przyrodzoną funkcją organizmu — jak naprzykład dobre trawienie — funkcją najzupełniej nieświadomą. Mówi się czasem o człowieku, że trzyma w ręku swoje życie. Takie powiedzenie nie byłoby odpowiednie w stosunku do Steina; przez wczesny okres pobytu na wschodzie igrał tem życiem jak piłką. Wszystko to należało do przeszłości, ale znałem jego historję i źródła majątku. Był także dość wybitnym przyrodnikiem czy też, powiedzmy, uczonym zbieraczem. Zajmował się specjalnie entomologią. Jego zbiór Buprestidae i Longicornes — samych chrząszczy — okropnych potworów w minjaturze, wyglądających złowrogo w śmierci i bezruchu, jego gabloty z pięknemi motylami, ważącemi się pod szkłem skrzynek na martwych skrzydłach, rozsławiły go szeroko. Nazwisko tego kupca, miłośnika przygód, ongi doradcy malajskiego sułtana (o którym mówił zawsze: „mój biedny Mohamed Bonso“) z powodu kilku korcy martwych motyli stało się znane uczonym ludziom Europy, którzy nie mieli żadnego pojęcia o życiu lub charakterze Steina i których z pewnością nic to nie obchodziło. Wiedząc o nim dużo, uważałem że jest szczególnie odpowiedni do wysłuchania zwierzeń o kłopotach Jima a także i moich własnych.