Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.

się nieokreślonym ruchem; dostrzegało się go zdaleka, zajętego tajemniczo niematerjalnemi sprawami — a głos jego stracił dobitność, zdawał się toczyć, silny i poważny — złagodzony przez oddalenie.
— „Ale niezawsze można zamknąć oczy i stąd właśnie płynie prawdziwa troska — ból serca — ból świata. Mówię panu, kochany panie, niemiło się przekonać, że człowiek nie może urzeczywistnić swego marzenia, bo ma zamało sił, albo zamało zdolności. Ja!... A przytem człowiek widzi siebie zawsze w takiej pięknej postaci. Wie? Was? Gott im Himmel! Jakże to może być? Hahaha!“
— Cień myszkujący wśród motylich grobów zaśmiał się hałaśliwie.
— „Tak! Ta straszna rzecz jest bardzo zabawna. Człowiek, który się rodzi, wpada w marzenie jak się wpada do morza. Jeżeli usiłuje się wydostać — a robią to niedoświadczeni — topi się, nicht wahr?... Nie! mówię panu! Jedyny sposób, to poddać się niszczącemu żywiołowi i wysiłkami rąk i nóg sprawić, że głębokie, głębokie morze utrzyma człowieka. Więc jeśli pan mnie zapyta — jak żyć? — Podniósł głos z niezmierną siłą, jakgdyby czyjś podszept zesłał mu natchnienie tam w mroku. — Powiem panu! Na to jest także tylko jedna rada“.
— Szurając śpiesznie pantoflami, zamajaczył w kręgu słabego światła i nagle ukazał się w jasnem kole lampy. Jego wyciągnięta ręka celowała w moją pierś jak pistolet; głęboko osadzone oczy zdawały się nawskroś mię przewiercać, lecz drgające wargi nie wymówiły ani słowa, a z twarzy znikło surowe uniesienie wywołane pewnością, którą ujrzał tam w mroku. Ręka godząca w moją pierś opadła; zbliżywszy się o krok,