Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.

małą ma wagę. Cała rzecz w tem, że właśnie z powodu owych uczuć Jim wchodził w rachubę. Powiedział, że nigdy już do kraju nie wróci. Broń Boże. Nigdy! Gdyby był zdolny do malowniczego ujawniania swych uczuć, wzdrygnąłby się na tę myśl, i pod jego wpływem wybyście się także wzdrygnęli. Ale nie należał do ludzi tego pokroju, choć po swojemu umiał wcale dobrze wyrazić co czuje. Na myśl o powrocie do kraju kostniał w rozpaczliwym bezruchu, z głową opuszczoną na piersi i bolesnym grymasem na ustach; niewinne jego błękitne oczy jarzyły się ciemnym blaskiem pod ściągniętemi brwiami, jak wobec czegoś oburzającego, czego znieść niepodobna. Miał dużo wyobraźni pod tym swoim twardym czerepem, okrytym gęstemi, wijącemi się włosami, niby czapką. Jeśli chodzi o mnie, który wyobraźni nie posiadam (gdybym ją miał, wiedziałbym dziś więcej o Jimie), nie chcę dać wam do zrozumienia, iż spodziewałem się ujrzeć ducha Anglji unoszącego się nad białemi skałami Dover — i usłyszeć jak mnie zapyta, wracającego, że tak powiem, z całemi kośćmi — co uczyniłem z mym młodszym bratem? Tak dalece się mylić nie mogłem. Wiedziałem dobrze, że Jim należy do tych, o których się nikt nie zatroszczy; widywałem jak ludzie bardziej od niego wartościowi znikali, przepadali nazawsze, nie wywołując żadnego odruchu ciekawości lub smutku. Duch kraju — jak przystoi kierownikowi wielkich przedsiębiorstw — nie dba o jednostki. Biada maruderom! Istniejemy tylko póty, póki trzymamy się razem. A Jim się w pewien sposób zawieruszył; nie umiał dotrzymać kroku; lecz zdawał sobie z tego sprawę tak głęboko, że to chwytało za serce — podobnie jak większa intensywność życia ludzkiego sprawia, że śmierć