Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/265

Ta strona została uwierzytelniona.

człowieka bardziej nas wzrusza niż śmierć drzewa. Tak się złożyło, że znalazłem się na drodze Jima i że los jego mię wzruszył. To i wszystko. Niepokoiło mię, jak się Jim z tego wypląta. Bolałoby mię, gdyby na przykład zaczął pić. Ziemia jest taka mała, że lękałem się aby nie zaczepił mnie kiedy utytłany włóczęga o mętnych oczach i zapuchniętej twarzy — w płóciennych trzewikach bez podeszew, z łachmanami powiewającemi naokoło łokci — i aby mnie nie poprosił, na podstawie dawnej znajomości, o pożyczenie pięciu dolarów. Znacie przecież okropny, bezceremonialny sposób bycia tych straszydeł, przychodzących do nas z przyzwoitej przeszłości — chrapliwy, niedbały ich głos, bezczelny wzrok unikający naszych oczu; takie spotkania cięższe są dla człowieka, wierzącego w solidarność obowiązującą nas w życiu, niż dla księdza widok grzesznika, który się nie kaja na łożu śmierci. Jeżeli mam powiedzieć prawdę, było to jedyne niebezpieczeństwo, jakiego się obawiałem i dla Jima, i dla siebie; ale i tu nie ufałem swemu brakowi wyobraźni. Mogło dojść do jeszcze gorszych rzeczy, których moja imaginacja nie była w stanie przewidzieć. Jim nie pozwalał mi zapomnieć, jak bujną ma fantazję, a tacy ludzie zapędzają się dalej od innych w jakimkolwiek kierunku, jakby tkwili u końca dłuższej liny na niepewnem kotwowisku życia. Tak! I rozpijają się także. Może te moje przewidywania krzywdziły Jima. Ale skądże miałem wiedzieć? Nawet Stein zdobył się tylko na orzeczenie, że Jim jest romantykiem. Ja zaś wiedziałem jedynie, iż jest jednym z nas. I skąd mu się wziął ten romantyzm? Opowiadam wam tyle o swych własnych instynktownych uczuciach i mętnych rozmyślaniach, ponieważ tak mało mi już pozostaje