Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/274

Ta strona została uwierzytelniona.

niłem tylko jego nazwisko. Jim zaczerwienił się na to i zauważył nieśmiało, miętosząc w palcach skrawek papieru, że ja mu zawsze ufałem.
— Potwierdziłem to i po chwili milczenia rzekłem, że chciałbym aby Jim mógł brać ze mnie przykład w tym względzie. „Pan myśli że tego nie robię?“ spytał niespokojnie i zauważył szeptem, że trzeba mieć najpierw sposobność, aby się czemkolwiek wykazać. Wkrótce twarz jego się rozjaśniła; oświadczył głośno, iż nie da mi okazji do żałowania pokładanej w nim ufności, która... której...
— „Niechże pan mnie zrozumie — przerwałem. Nie w pana mocy jest sprawić, abym czegokolwiek żałował. Wszelkie żale z mej strony są wykluczone, a jeśliby do tego doszło, tylko mnie samego by to obchodziło.“ — Oświadczyłem pozatem, iż chcę aby zrozumiał, że ten układ, że ten... ten — eksperyment jest jego własną sprawą; jedynie on zań odpowiada i nikt więcej.
— „Ale przecież... przecież — wyjąkał — to jest właśnie to, o co mi...“ — Poprosiłem go żeby nie był głupi, na co zrobił minę bardziej zdziwioną niż kiedykolwiek; dodałem iż jest na najlepszej drodze do tego, aby sobie zupełnie życie uniemożliwić... Zmieszał się i zapytał: „Czy pan tak myśli naprawdę?“ po chwili zaś podjął ufnie: „Ale przecież nie dawałem się, co?“
— Niepodobna było na niego się gniewać: nie mogłem powstrzymać uśmiechu i rzekłem, iż w dawnych czasach ludzie tak jak on postępujący kończyli na tem, że zostawali pustelnikami na puszczy.
— „Do licha z pustelnikami!“ — zawołał Jim z porywczością pełną wdzięku. Natomiast przeciw puszczy nie miał nic, oczywiście.