ponieważ nawet ja, który wyświadczyłem mu tyle dobrego — nawet ja — pamiętam... pamiętam mu — to co się zdarzyło. A cóż dopiero mówić o innych — o... o świecie? Cóż w tem dziwnego, że Jim chce zniknąć, że postanowił zniknąć — usunąć się zupełnie — na Boga! A ja mu prawię o odpowiednim stanie ducha!
— „To wcale nie ja pamiętam, ani też świat pamięta — krzyknąłem. — To pan, pan sam wciąż pamięta“.
— Nie ugiął się i ciągnął zapalczywie:
— „Zapomnieć o wszystkiem, o wszystkich, wszystkich... — głos jego opadł — prócz pana“ — dodał.
— „O mnie także — jeśli to panu może pomóc“ — rzekłem również pocichu. Milczeliśmy czas jakiś apatycznie, niby docna wyczerpani. Potem Jim zaczął mówić spokojnie, że pan Stein polecił mu poczekać z jaki miesiąc dla wybadania czy będzie mógł tam zostać, nim zacznie budować dla siebie nowy dom; trzeba unikać „marnych wydatków“. Pan Stein używa takich dziwnych wyrażeń! „Marne wydatki“ — to pyszne! Naturalnie że Jim tam pozostanie. Wytrwa. Byle się tylko tam wśliznął — to mu wystarczy; ręczy, że pozostanie na miejscu. Nigdy się stamtąd nie ruszy. Łatwo mu przyjdzie tam zostać.
— „Niech pan nie będzie zuchwały — rzekłem, zaniepokojony jego groźnym tonem. — Jeśli pan tylko dość długo pożyje, będzie pan chciał powrócić“.
— „Powrócić do czego? — zapytał z roztargnieniem, wpatrując się w zegar na ścianie.
— Milczałem przez chwilę. — „Więc to na zawsze?“ — rzekłem.
— „Nazawsze — powtórzył marzącym tonem, nie
Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/280
Ta strona została uwierzytelniona.