Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 01.djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.

sem i ruchami, a ponieważ trzymał jeszcze rewolwer i zdawał się mierzyć w ich głowy, nie zapomnę nigdy przerażonych twarzy czterech Jawajczyków ani szalonego tempa ich wioseł, które uniosły tę wizję z przed moich oczu. Odwróciwszy się, ujrzałem zaraz na stole oba pudełka z nabojami. Zapomniał je zabrać.
— Kazałem natychmiast spuścić gik, lecz wioślarze Jima, przekonani że ich życie wisi na włosku, póki mają w łodzi tego warjata, posuwali się z taką szybkością, że nim się znalazłem na pół drogi między obu statkami, ujrzałem iż Jim wspina się na barjerę a za nim dźwigają jego bagaż. Wszystkie żagle brygantyny były odwiązane, żagiel główny postawiony, a wyciąg kotwiczny zaczynał już szczękać, gdy wstąpiłem na pokład; szyper, mały, zwinny metys liczący około czterdziestki, w granatowem flanelowem ubraniu, podszedł do mnie z ugrzecznionym uśmiechem. Miał ruchliwe oczy, okrągłą twarz cytrynowego koloru i cienki czarny wąsik okalający grube, ciemne wargi. Okazało się że — mimo zadowolonej z siebie i wesołej miny — metys ma usposobienie markotne. W odpowiedzi na jakąś moją uwagę (Jim właśnie wówczas poszedł na dół na chwilę), rzekł: „Ach tak, Patusan!“ Zawiezie „tego pana“ do ujścia rzeki, ale „za nic na rzekę nie wstąpi“. Płynna angielszczyzna metysa brzmiała, jakby ją warjat skompilował ze słownika. Gdyby pan Stein zażądał, aby „wstąpił na rzekę“, on (metys) byłby „z całą czcią“ (przypuszczam że chciał powiedzieć: z całym szacunkiem — ale licho go wie) — „byłby z całą czcią przeciwstawił się temu ze względu na bezpieczeństwo posiadania“. Gdyby zaś na to nie zareagowano, byłby zgłosił „dymisję do opuszczenia statku“. Przed dwunastu miesiącami odbył tam swoją ostatnią