sięwziąć, jeśli nie chcą zmarnieć jeden za drugim, gnębieni z jednej strony przez radżę, a z drugiej przez tego włóczęgę Szeryfa“.
— Ale zrozumieć położenie, to było jeszcze mało. Kiedy już powziął swój projekt, musiał go wbijać w oporne umysły, przezwyciężając zapory strachu i samolubstwa. Udało mu się wreszcie. Lecz na tem nie koniec. Trzeba było obmyślić sposób działania. Jim ułożył plan bardzo śmiały; a i wówczas jeszcze zadanie było rozwiązane dopiero w połowie. Musiał natchnąć swą wiarą wielu ludzi, którzy mieli ukryte lub bezsensowne powody do stawiania oporu; musiał załagodzić niedorzeczne zawiści i wyperswadować głupie wątpliwości wszelakiego rodzaju. Nie byłoby mu się udało, gdyby nie powaga, jaką się cieszył Doramin i gdyby nie ognisty zapał jego syna. Dain Waris, ów niezwykły młodzieniec, pierwszy w Jima uwierzył; zawiązała się między nimi jedna z tych osobliwych, głębokich, rzadkich przyjaźni między bronzowymi a białymi ludźmi, przyjaźni, w których właśnie różnica ras zdaje się pociągać ku sobie dwie ludzkie istoty jakąś dziwną, żywiołową sympatją.
— O Dainie Warisie właśni jego ludzie mawiali z dumą, że umie walczyć jak biały. To była prawda; miał ten rodzaj męstwa — męstwa w otwartem polu, że tak powiem — ale i umysł jego był europejski. Spotyka się czasem takich Malajów i niespodzianie odkrywa się w nich ze zdumieniem pokrewny sposób myślenia, bystry umysł, wytrwałe dążenie do celu, odcień altruizmu. Dain Waris był wzrostu niewielkiego lecz niezwykle harmonijnej budowy; miał dumną postawę, gładkie, swobodne obejście a temperament podobny do jasnego płomienia. Jego ciemna twarz
Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/031
Ta strona została uwierzytelniona.