Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/036

Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział XXVII

— Legenda przypisywała mu już nadprzyrodzoną potęgę. — No tak — opowiadano sobie — prawda że tam na wzgórzu było wiele lin chytrze rozmieszczonych i dziwna maszyna, co się obracała dzięki wysiłkom wielu ludzi; prawda że każda armata przedzierała się zwolna w górę przez gąszcze, jak dzik torujący sobie drogę w leśnem podszyciu, ale... — i tu najmędrsi potrząsali głową. Było w tem niewątpliwie coś tajemniczego; bo czemże jest siła powrozów i ludzkich ramion? W rzeczach tkwi buntownicza dusza, którą trzeba opanować przez potężne czary i zaklęcia. Tak twierdził stary Sura, właściciel domów w Patusanie, człowiek bardzo szanowany, z którym raz uciąłem sobie wieczorem spokojną pogawędkę. Lecz Sura był także i czarownikiem z zawodu; na mile wokoło czuwał nad siewami i zbiorami ryżu, poskramiając upartą duszę rzeczy. Uważał swoje zajęcie za jedno z najtrudniejszych — i może istotnie duch tkwiący w rzeczach krnąbrniejszy jest od ludzkiego. Co się tyczy prostych ludzi z sąsiednich wsi, wierzyli (jak w rzecz najnaturalniejszą pod słońcem) że Jim zaniósł armaty na wzgórze na własnym grzbiecie — po dwie naraz.
— Jim tupał na to nogą ze złości i wykrzykiwał zirytowany a przytem nieco rozśmieszony: „I co tu robić z takimi głupimi cymbałami? Siedzą po całych nocach, plotąc duby smalone, a im niemożliwsze kłam-