Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/042

Ta strona została uwierzytelniona.

ostrokołu — opowiadał Jim — że mimo paniki, która ogarnęła garnizon, walka wręcz trwała przez jakie pięć minut, póki jakiś osioł nie podpalił szałasów z gałęzi i suchych traw, poczem wszyscy musieliśmy wiać przed ogniem“.
— Porażka wroga była zupełna. Doramin, czekający niewzruszenie w swym fotelu na zboczu wzgórza, wśród dymu dział snującego się zwolna nad jego wielką głową, przyjął wiadomość o zwycięstwie głębokim pomrukiem. Gdy mu doniesiono, że jego syn wyszedł z walki cało i znajduje się na czele pościgu, uczynił w milczeniu potężny wysiłek aby się dźwignąć. Ludzie ze świty pospieszyli mu z pomocą; podtrzymywany kornie, posunął się z wielką godnością ku niewielkiemu obszarowi cienia, gdzie legł do snu, nakryty od stóp do głów kawałem białego płótna.
— Niezmierne podniecenie zapanowało w Patusanie. Jim mówił mi, że z tego właśnie wzgórza, odwróciwszy się od częstokołu pełnego żaru, czarnych popiołów i nawpół zwęglonych ciał, widział raz poraz, jak otwarte przestrzenie między domami po obu stronach rzeki zapełniają się nagle kipiącym tłumem i znów się w mig opróżniają. Do jego uszu dochodził słabo potężny dźwięk gongów i bicie w bębny; dzikie okrzyki tłumów brzmiały jak wybuchy zgłuszonego ryku. Mnóstwo chorągwi trzepotało się niby stado drobnego ptactwa — białego, czerwonego, żółtego — między brunatnemi grzbietami dachów.
— „Jakaż to radość musiała być dla pana“ — szepnąłem, poruszony tem do żywego.
— „Tak... to było... niesłychane! Wprost niesłychane! — krzyknął głośno, wyrzucając przed siebie ramiona. Ten nagły ruch zaskoczył mię, jakgdybym