Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

— Sądzicie pewno że to jest historja, którą sami możecie sobie wyobrazić. Słyszeliśmy o tylu podobnych przygodach i większość z nas nie wierzy wcale aby miłość grała w nich rolę. Uważamy je zwykle za miłostki — w najlepszym razie za przelotne namiętności, a może tylko dzieje młodzieńczych pokus skazanych w końcu na zapomnienie, nawet jeśli przechodziły przez okres prawdziwej tkliwości i żalu. Ten pogląd jest po większej części słuszny, może także i w tym wypadku... Jednak nie wiem. Opowiedzieć tę historję nie jest bynajmniej tak łatwo; byłoby niesprawiedliwością brać ją ze zwykłego punktu widzenia. Z pozoru jest to wydarzenie bardzo podobne do innych; ja tam jednak dostrzegam — obok samotnego grobu w głębi — tragiczną postać kobiecą z pieczęcią milczenia na ustach, widmo pełne okrutnej mądrości, spoglądające tęsknie i bezradnie. Ów grób, na który się raz natknąłem podczas rannej przechadzki, przedstawiał się jako nieforemny brunatny kopiec — opasany u samej podstawy szlakiem z inkrustowanych kawałków białego koralu — i ogrodzony płotem z pociętych drzewek, na których pozostawiono korę. Girlanda z liści i kwiatów wiła się po wierzchu cienkich słupków — a kwiaty były świeże.
— Tedy — choć przyznaję że cień kobiety istniał może tylko w mej wyobraźni — mogę w każdym razie zaznaczyć ważki fakt: ów grób utrzymany starannie. Kiedy wam powiem w dodatku, że Jim wzniósł własnoręcznie sielski płot naokoło kopca, dostrzeżecie zaraz odrębność tej historii, jej indywidualny charakter. W tem podzielaniu wspomnień i uczuć drugiej istoty jest powaga dająca dużo do myślenia. Jim posiadał sumienie, i to romantyczne sumienie. Żona ohydnego