townie. Wszystko to było takie głupie i drażniące, że Jim nie wiedział czy ma się śmiać, czy złościć.
— „Nie umrę, póki nie dopilnuję aby pana zamknęli — załóżmy się!“ — krzyknął, wściekły lecz skłonny do śmiechu. I wołał dalej nawpół serjo (podniecony — jak wiecie — swemi myślami): — Nic mi pan zrobić nie możesz! Choćbyś pan pękł!“
— Daleki cień Corneliusa wydał mu się jakiemś nienawistnem wcieleniem wszystkich zgryzot i trudności, które spotkał na swojej drodze. Przestał panować nad sobą — nerwy już oddawna miał przemęczone — i zaczął wyzywać Corneliusa od różnych pięknych słów — jak oszust, łgarz, nędzny łajdak — naprawdę w sposób wprost niesłychany. Przyznaje sam, że przekroczył wszelkie granice, że stracił panowanie nad sobą — rzucił Corneliusowi cały Patusan na głowę aby go przepędzić — oświadczył iż wszyscy będą tu jeszcze tańczyli jak on, Jim, im zagra i tak dalej — cały potok gróźb i przechwałek. Mówił mi, że był niemożliwie górnolotny i śmieszny. Na samo wspomnienie o tem paliły go uszy. Wyglądało to jakby dostał bzika... Dziewczyna, która z nami siedziała, skinęła ku mnie szybko małą główką, zmarszczyła się trochę i rzekła dziecinnie uroczystym tonem: „Słyszałam to wszystko“. Jim roześmiał się i zaczerwienił. Co go wreszcie osadziło, powiedział — to milczenie, zupełne, śmiertelne milczenie niewyraźnej postaci tam daleko, która jakgdyby osłabła, przewieszona przez poręcz w dziwacznym bezruchu. Oprzytomniał i nagle zamilkł, zdumionym samym sobą. Śledził Corneliusa przez chwilę. Żadnego ruchu, żadnego dźwięku.
— „Zupełnie jakgdyby skonał podczas kiedy mu wymyślałem“ — rzekł Jim. Taki był zawstydzony, że
Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/067
Ta strona została uwierzytelniona.