— Możecie sobie wyobrazić z jak wielkiem słuchałem zajęciem. W dwadzieścia cztery godziny później okazało się, że wszystkie te szczegóły miały swoje znaczenie. Rano Cornelius nie robił żadnych aluzyj do nocnych wypadków.
— „Przypuszczam że pan wróci do mego ubogiego domu“ — mruknął zgryźliwie, wyślizgując się skądś właśnie w chwili, gdy Jim wchodził do czółna aby się udać do kampongu Doramina. Jim skinął tylko głową, nie patrząc na niego. — Widzę że pan uważa to wszystko za dobry kawał“ — dodał cierpko Cornelius.
— Jim spędził dzień ze starym nakhodą, głosząc konieczność energicznych czynów przed najznaczniejszymi mężami bugiskiej społeczności, zwołanymi na wielką naradę. Wspominał mi z przyjemnością, jaki był wymowny i przekonywający. „Doprawdy, udało mi się tym razem wlać w nich ducha“, rzekł. Ostatnia wyprawa Szeryfa Alego zniszczyła krańce osady; Arabowie uprowadzili kilka kobiet do swego warownego obozu. Dzień przedtem widziano na targu wysłańców Szeryfa Alego, kroczących wyniośle w białych płaszczach i chełpiących się przyjaźnią radży dla ich pana. Jeden z tych ludzi, stojący w cieniu drzewa, wysunął się naprzód i wsparty na długiej lufie strzelby, wzywał obecnych do modlitwy i skruchy, doradzając, aby za-
Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/069
Ta strona została uwierzytelniona.
Rozdział XXXI