Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.

bili wszystkich cudzoziemców znajdujących się w kraju, albowiem są między nimi niewierni, a nawet jeszcze gorsi od niewiernych — dzieci szatana w muzułmańskiem przebraniu. Doniesiono także iż wielu z ludzi radży, znajdujących się wśród słuchaczy, głośno mówcy potakiwało. Popłoch wśród pospólstwa był wielki. Jim, rad niezmiernie ze swego całodziennego trudu, przeprawił się z powrotem przez rzekę nim słońce zaszło.
— Uszczęśliwiony był z tego, że potrafił nieodwołalnie nakłonić Bugisów do czynu — biorąc na siebie odpowiedzialność za powodzenie — i w radości swego serca usiłował wprost być grzeczny dla Corneliusa. W odpowiedzi na to Cornelius stał się szalenie wesoły, Jim opowiadał, że było to prawie nie do zniesienia — słuchać pisków tego człowieka, zanoszącego się fałszywym śmiechem, widzieć jak się kryguje i mruga, a potem nagle chwyta za brodę i kurczy się tuż nad stołem, patrząc błędnie przed siebie. Dziewczyna się nie pokazała i Jim poszedł wcześnie do siebie. Kiedy wstawał od stołu aby powiedzieć dobranoc, Cornelius zerwał się, przewracając krzesło i dał nurka, jakby chciał podnieść coś co wypadło mu z ręki. Jego „dobranoc“ rozległo się chrypliwie pod stołem. Zdumiony Jim ujrzał go wynurzającego się z opadłą szczęką i oczami wytrzeszczonemi w idjotycznym strachu. Cornelius trzymał się za brzeg stołu.
— „Co się stało? Czy panu niedobrze?“ — spytał Jim.
— „Tak, tak, tak. Brzuch mnie strasznie boli“ — odrzekł tamten; zdaniem Jima była to najzupełniejsza prawda. Zważywszy na czyn, który Cornelius miał na myśli, trzeba jego strach uznać za objaw niedoskonałej jeszcze zatwardziałości i zapisać na jego dobro.