Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

— Trudno wam powiedzieć, co właściwie chciała mi wydrzeć. Było to oczywiście coś bardzo prostego — najprostsza niemożliwość na świecie, jak naprzykład dokładny opis kształtu chmury. Pragnęła zapewnienia, stwierdzenia, obietnicy, wytłumaczenia — nie wiem jak mam to nazwać: ta rzecz nazwy nie posiada. Było ciemno pod wystającym dachem i mogłem widzieć tylko zarys jej powłóczystej sukni, drobny, blady owal twarzyczki o połyskliwych zębach i zwrócone ku mnie ciemne wgłębienia oczu, w których jakby coś poruszało się słabo; zdaje się nam czasem że dostrzegamy coś podobnego, wpatrując się w niezmiernie głęboką studnię. Co to się tam rusza? — pytamy siebie. Jakiś ślepy potwór, czy tylko zagubiony odblask z wszechświata? Przyszło mi na myśl, nie śmiejcie się ze mnie, że — choć to porównanie jest dziwne — dziewczyna bardziej była nieprzenikniona w swej dziecinnej niewiedzy niż sfinks zadający wędrowcom dziecinne zagadki. Wywieziono ją do Patusanu, zanim oczy jej na świat się otwarły. Wyrosła tam; nie widziała nic, nie znała nic, nie miała o niczem pojęcia. Pytam się siebie, czy była pewna że cośkolwiek innego istnieje. Niepojętem jest dla mnie, jakie wyobrażenie mogła sobie wyrobić o zewnętrznym świecie; jedynymi jego mieszkańcami, których znała, byli — zdradzona kobieta i ponury błazen. Ukochany jej przybył też stamtąd, obdarzony nieprzepartym urokiem; ale co się z nią stanie, jeśli Jim wróci znów do tych niepojętych krain, które zdawały się zawsze żądać swych ludzi z powrotem? Matka ostrzegała ją przed tem ze łzami, zanim umarła...
— Chwyciła mię mocno za ramię, a z chwilą gdy się zatrzymałem, cofnęła rękę z pośpiechem. Była