szych czasach, mniej więcej przed rokiem. Ale zdarzył się — i nie można podawać jego logiki w wątpliwość.
„Opisuję Panu to wszystko, jakgdybym był naocznym świadkiem. Moje wiadomości są niekompletne, lecz zestawiłem wszystkie urywki, a jest ich dość dużo aby utworzyć obraz zrozumiały. Pytam się siebie, jakby Jim sam to opowiedział? Ufał mi tak bardzo, iż wyobrażam sobie, że lada chwila wejdzie do pokoju i sam mi wszystko opowie głosem niedbałym a jednak pełnym uczucia, z obojętną miną, trochę zaskoczony, trochę zakłopotany, trochę dotknięty — rzucając czasem światło jednem słowem lub zdaniem na swą wewnętrzną istotę — światło zbyt niepewne aby można było się zorjentować. Trudno mi uwierzyć, że się już nigdy nie zjawi. Nie usłyszę jego głosu, nie zobaczę jego gładkiej twarzy, różowej i opalonej, o czole odcinającem się białością i młodzieńczych oczach, pociemniałych ze wzruszenia aż do mrocznego, przepastnego błękitu“.
Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.