Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

„ — Dobrze — rzekł Jim, podnosząc nagle głowę po długiem milczeniu. — Będzie pan miał albo wolną drogę, albo otwartą bitwę. — Zawrócił na pięcie i odszedł.
„Brown wstał natychmiast, ale nie wdrapał się na kopiec, póki nie zobaczył Jima znikającego między najbliższemi domami. Nigdy go już więcej nie widział na oczy. W drodze powrotnej spotkał Corneliusa, gramolącego się nadół z głową wsuniętą w ramiona. Metys zatrzymał się przed Brownem.
„ — Dlaczego pan go nie zabił? — spytał cierpko z niechęcią.
„ — Bo lepiej sobie z nim poradziłem — rzekł Brown, uśmiechając się wesoło.
„ — Nie wierzę! — zapewnił energicznie Cornelius. — To niemożliwe. Mieszkam tu od tylu lat. — Brown popatrzył na niego z ciekawością. Życie tego kraju, uzbrojonego przeciw niemu, było skomplikowane; czuł, że wielu rzeczy nigdy zapewne nie przeniknie. Zgnębiony Cornelius przesunął się chyłkiem koło Browna, dążąc w stronę rzeki. Opuszczał swych nowych przyjaciół; zniósł jeszcze jeden zawód ze zgryźliwym uporem, od którego jego starcza, żółta twarzyczka jakby się jeszcze bardziej skurczyła; schodząc, rzucał tu i tam ukośne spojrzenia, nie wyrzekając się bynajmniej myśli, którą był opętany.
„Odtąd wypadki toczą się szybko bez przerwy, wypływając z głębi ludzkich serc jak strumień z mrocznego źródła, widzimy na ich fali Jima — głównie oczami Tamb’ Itama. Oczy dziewczyny śledziły go także, lecz życie jej było zbyt blisko z jego życiem splecione; trzeba tu wziąć pod uwagę jej namiętność, zdumienie, gniew, a przedewszystkiem strach i miłość