„ — Wcale nie. Zupełnie wystarczająco — warknął Cornelius.
„ — To bardzo pożyteczne — oświadczył Brown. — Więc mam wierzyć, że pan znajdzie tak na ślepo tę odnogę rzeki, o której pan mówił?
„Cornelius odmruknął coś na to. „Czy jesteście zanadto zmęczeni aby wiosłować?“ spytał po chwili milczenia.
„ — Nie, na Boga! — krzyknął Brown nagle. — Wy tam, do wioseł! — Rozległ się we mgle głośny stukot, który się przemienił po chwili w miarowy zgrzyt niewidzialnych wioseł o niewidzialne dulki. Zresztą wciąż nic się nie dostrzegało i gdyby nie lekkie pluskanie zanurzanych w wodzie piór, można było pomyśleć że wiosłują w balonie między chmurami, jak mi Brown opowiadał. Potem już Cornelius wcale ust nie otworzył, raz tylko zażądał opryskliwie aby wylać wodę z czółna, które holowano za łodzią. Mgła stopniowo bielała i zaczęła się przecierać na przodzie. Z lewej strony Brown ujrzał mrok, niby grzbiet oddalającej się nocy. Nagle wielki konar okryty liśćmi ukazał się nad jego głową; końce cienkich, krętych gałązek, ociekające wodą i nieruchome, zwisały tuż obok burty. Cornelius wziął, milcząc, rękojeść steru z rąk Browna.
Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.