Strona:PL Joseph Conrad - Lord Jim 02.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

Itam udzielił nowin wioślarzom. Wszystko dobrze. Troski minęły. Wysłuchawszy tego, ludzie w czółnie puścili burtę jego łódki i znikli natychmiast. Płynął dalej, póki go nie doszły głosy niosące się spokojnie po wodzie i wreszcie ujrzał pod mgłą — która zaczęła się podnosić, wirując — blask wielu małych ognisk, rozpalonych na piaszczystem wybrzeżu, na tle wyniosłych, cienkich drzew i krzaków. Stała tu również straż na warcie i okrzyknęła Tamb’ Itama. Rzucił w odpowiedzi swe imię i paru ostatniemi uderzeniami wiosła wpędził łódkę na brzeg. Obóz był wielki. Nad ludźmi, przykucniętymi w licznych grupkach, unosił się stłumiony gwar wczesnych rozmów porannych. Cienkie nitki dymu wiły się zwolna wśród białej mgły. Dla wodzów pobudowano niewielkie szałasy wzniesione nad ziemią. Gdzieniegdzie stały małe piramidy z muszkietów, a długie włócznie tkwiły pojedyńczo, wbite w piasek przy ogniskach.
„Tamb’ Itam przybrał minę pełną powagi i kazał się zaprowadzić do Daina Warisa. Przyjaciel białego tuana spoczywał na wysokiem legowisku zrobionem naprędce z bambusów, pod dachem z tyczek okrytych matami. Dain Waris nie spał; jasny ogień palił się przed jego łożem, przypominającem prymitywny ołtarz. Jedyny syn nakhody Doramina odpowiedział łaskawie na powitanie. Tamb’ Itam przedewszystkiem wręczył mu pierścień, który świadczył o prawdzie słów posłańca. Dain Waris, wsparty na łokciu, rozkazał mu mówić i zdać sprawę ze wszystkiego co zaszło. Tamb’ Itam zaczął od słów uświęconych zwyczajem: „Wieści są pomyślne“, poczem powtórzył słowa Jima. Białym ludziom, odjeżdżającym za zgodą całej starszyzny, dozwala się przejechać wdół rzeką. W odpowiedzi na