Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie.djvu/033

Ta strona została uwierzytelniona.

czarowanej mosiężnej rzeczy, która rozciąga się na wielką długość — rzekł uparty sternik. — Łódź była tam, tuż za wyspą leżącą najdalej na wschód. Tam była łódź, a ci co w niej siedzieli mogli widzieć statek pod zachodnie światło — chyba, że są ślepcami zagubionymi na morzu. Widziałem łódź. Czy widziałeś ją także, o Hadżi Wasub?
— Czy ja jestem tłustym białym mężczyzną? — warknął serang. — Byłem człowiekiem morza przed twojem urodzeniem, o Sali! Mamy rozkaz milczeć i pilnować steru, aby okrętowi nie stało się nic złego.
Po tych słowach wrócił do swej nieugiętej wyniosłości. Stał z nogami nieco rozstawionemi obok kompasu, bardzo sztywny i wyprostowany. Oczy jego wędrowały nieustannie od oświetlonej róży kompasu do mrocznych żagli brygu i z powrotem, a ciało było nieruchome, jakby wycięte z drzewa i wbudowane w okręt. Tak to hadżi Wasub, serang brygu Błyskawica, pełnił kapitańską wachtę z wytężoną i baczną gotowością — niestrudzony i czujny — niewolnik obowiązku.
W pół godziny po zachodzie ciemność objęła ziemię i niebo w niepodzielne panowanie. Wyspy rozpłynęły się w nocy. A mały bryg, tkwiący tak spokojnie na gładkiej wodzie cieśniny, zdawał się spać głęboko, otulony wonnym płaszczem gwiezdnego blasku i ciszy.

II

Było wpół do dziewiątej, gdy Lingard zjawił się znów na pokładzie. Shaw — teraz już w kurtce — dreptał tam i z powrotem po rufie, ciągnąc za sobą