piorunu — widzi pan? Bryg nazywa się Błyskawica a ja Lingard.
— Bardzo ładna rzecz: tak ozdabia kajutę — mruknął grzecznie Carter.
Wychylili szklanki, przepijając do siebie, i usiedli.
— A teraz proszę pana o list — rzekł Lingard. Carter podał list nad stołem i rozglądał się dalej, podczas gdy Lingard wyjmował arkusik z otwartej koperty, zaadresowanej do komendanta pierwszego z brzegu brytyjskiego statku na morzu Jawajskiem. Papier był gruby, miał wypukły nagłówek: „Szkuner-jacht Hermit“ i nosił datę z przed czterech dni. List donosił, że pewnej mglistej nocy jacht wjechał na jakąś mieliznę w pobliżu brzegów Borneo. Ląd tam jest niski. Oficer nawigacyjny twierdzi, że statek osiadł na mieliźnie w czasie największego wiosennego przypływu. Wybrzeże wygląda w tem miejscu na zupełnie opustoszałe. Przez cztery dni — odkąd jacht tam ugrzązł — można było dojrzeć w oddali tylko dwa małe statki krajowców, które się nie przybliżyły. Właściciel brygu kończył list prośbą zwróconą do kapitana jakiegokolwiek statku wracającego do Anglji, aby doniósł o sytuacji brygu czy to władzom w porcie Anjer — gdy będzie przejeżdżał przez Sunda Straits — czy też pierwszemu lepszemu spotkanemu na drodze krążownikowi angielskiemu albo holenderskiemu. List kończył się wyrażonem z góry podziękowaniem, propozycją zwrócenia kosztów związanych z wysłaniem posłańców z Anjeru oraz zwykłemi grzecznościami.
Składając zwolna papier w dawne załamki, Lingard rzekł: „Nie jadę ani do Anjeru, ani też w jego pobliże“.
— Zdaje mi się, że każde inne miejsce będzie równie dobre — rzekł Carter.
Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie.djvu/050
Ta strona została skorygowana.