szym ciągu najbujniejsze indywidualności tej niespokojnej rasy. Młodzi synowie i krewniacy niejednego władcy przemierzali morza archipelagu, odwiedzając niezliczone i mało znane wysepki, i prawie zupełnie wówczas niezbadane wybrzeża Nowej Gwinei — wszystkie zakątki dokąd europejski handel jeszcze nie był dotarł, od Aru do Atjeh, od Sumbawy do Palawanu.
W najbardziej może nieznanym ze wszystkich tych zakątków, w małej zatoczce na wybrzeżu Nowej Gwinei, młody Pata Hassim, bratanek jednego z największych wodzów plemienia Wajo, spotkał się po raz pierwszy z Lingardem.
Hassim był kupcem na wzór tych z plemienia Wajo, i na porządnie zbudowanem morskiem prao — zaopatrzonem w dwie armatki i obsługiwanem przez młodzieńców, związanych z jego rodziną przez krew lub zależność — przybył tu aby kupić nieco skór rajskich ptaków dla starego sułtana z Ternate; było to przedsięwzięcie ryzykowne, a podjął się go nie dla zysku, lecz dla wyświadczenia grzeczności staremu sułtanowi, który gościł go wspaniale przez miesiąc lub dłużej w Ternate, w swym ponurym pałacu z cegły.
Hassim zatrzymał się opodal nadbrzeżnej wsi i miał się wielce na ostrożności, czekając na skóry i targując się z chytrymi dzikimi z pobrzeża — którzy są pośrednikami w tym handlu — gdy pewnego ranka zobaczył bryg Lingarda, zarzucający kotwicę w zatoce. Wkrótce potem zauważył, że biały człowiek wysokiego wzrostu, o brodzie jaśniejącej jak złoto, wysiada z łódki i bez broni spaceruje powoli po brzegu, kie-