Strona:PL Joseph Conrad - Ocalenie.djvu/134

Ta strona została skorygowana.

moim gościem. Niech mowa nasza będzie prosta jak drzewce włóczni i krótsza niż pozostała noc. Czego sobie życzysz?
— Przedewszystkiem twego najdłuższego życia — odrzekł Lingard, pochylając się naprzód ku błyszczącej parze oczu — a następnie — twojej pomocy.

VII

Nikły szept słów wypowiedzianych owej nocy trwał długo w uszach Lingarda, uporczywszy niż wspomnienie wrzawy. Belarab wysłuchał wszystkiego, co Lingard miał do powiedzenia i jakby urzeczony siłą i odwagą białego, otworzył mu serce bez zastrzeżeń; a Lingard słuchał, wpatrując się bez ruchu w gwiazdy palące się spokojnie w prostokątnym otworze drzwi. Belarab mówił o swej młodości spędzonej wśród rozszalałego fanatyzmu i wojny, o walkach toczonych na wzgórzach, o pochodach przez lasy, o nieugiętej wierności mężów, o ich niesytej nienawiści. Ani jedna wędrująca chmurka nie zaćmiła łagodnego blasku, którym jaśniał prostokąt gwiezdnego światła, obramiony w nieprzeniknioną czarność chaty. Belarab szeptał wciąż o szeregu niepowodzeń, o pierścieniu klęsk, zaciskającym się wkoło niknących ludzkich nadziei i nieugiętego męstwa. Szeptał o klęskach i ucieczkach, o dniach rozpaczy, o bezsennych nocach, o nie kończącym się pościgu, o ślepem przerażeniu i głuchej wściekłości, o kobietach i dzieciach, które oblężeni wojownicy pozabijali w ostrokole, zanim wypadli na pewną śmierć.
— Widziałem to wszystko, nim jeszcze dosięgnąłem męskich lat — wybuchnął szeptem.